[Marka własna]
Czy pisarz lubi pisać? Jak się okazuje nie zawsze jest to całkiem oczywiste... Dzisiaj zapraszam Was do przeczytania zapisu mojej rozmowy z Michałem Larkiem, uznanym pisarzem i twórcą podcastów kryminalnych.
Iga Karst: Lubisz pisać? Wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste. Zdarzają się autorzy, których pasjonuje układanie historii, natomiast przelewanie słów na papier to dla nich mordęga.
Michał Larek: Rzeczywiście, "pisanie" to pojęcie wieloznaczne. Może dotyczyć projektowania fabuły, tworzenia dialogów, konstruowania bohaterów, researchu itd. Ale jeśli chodzi o pisanie "właściwe", czyli pisarskie wdrożenie konspektu – to średnio. Coraz bardziej średnio. Ostatnio piszę sobie wcześnie rano, potem już nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Niemniej samo zjawisko kreacji – fascynuje mnie.
I.K.: "Opowiadanie historii polega na tym, żeby podrażniać ciekawość." To Twoje słowa. Dla początkujących twórców mogą brzmieć jak przepis na sukces, są jednak bardzo ogólne. Co dokładnie masz na myśli?
M.L.: Dokładnie – to mam na myśli te wszystkie techniki storytellingowe, o których pisze się w podręcznikach, omawia i testuje na warsztatach. W tej aforystycznej formule chodziło mi o to, żeby opowiadać tak, aby czytelnik chciał nieustannie śledzić naszą historię. Czyli opowiadając, stymulować czytelnika do zadawania pytań na temat fabuły i pobudzać jego głód odpowiedzi na te pytania.
Przykład. Pierwsza scena "Makbeta". Pusta okolica, grzmoty, błyskawice. W tych mrocznych okolicznościach trzy wiedźmy zapowiadają przepowiednię o losach Makbeta. To musiało być wstrząsająco ciekawe doświadczenie dla pierwszych widzów tej historii. Zaczyna się z grubej rury: od tajemnicy, która, jak przypuszczamy, kryje w sobie coś złowrogiego.
I.K.: Filmowo niezaprzeczalnym mistrzem w tej materii był Alfred Hitchcock. To on powiedział, że dobry film powinien rozpoczynać się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powinno już tylko rosnąć...
M.L.: Dla mnie ważną lekcją sensacyjnego opowiadania historii był serial "Układy" z Glenn Close. Tam od pierwszych sekund twórcy bawią się w kotka i myszkę z odbiorcą, który od początku zadaje sobie pytania: co to?, kto to?, czemu?, jak?, dlaczego?
I.K.: Zaczynałeś od tworzenia reportażu, dopiero później ewoluowało to w fikcję literacką…
M.L.: Inaczej. Zacząłem od reportażu, potem była fikcja, a teraz to idzie wielotorowo. Jestem uzależniony od zbierania prawdziwych historii, ale marzę też o poszerzenia swojego uniwersum o fikcję (zasilaną jednak przez rzeczywiste wydarzenia).
I.K.: Czytelnicy często pytają mnie, która z moich książek jest dla mnie najważniejsza. Zawsze mam problem z odpowiedzią. Debiutancka, bo była… Debiutem. "299", bo wiązała się z ciekawymi ludźmi i światem superszybkich motocykli. "Zapach prawdy”, bo ten kryminał mocno docenili krytycy i dziennikarze. "Tamtej nocy w LA”, gdyż nawiązuje do złotej ery Hollywood i ma motywy muzyczne. A może najważniejsza jest ta pierwsza, która nigdy nie została opublikowana albo ta, którą dopiero piszę? Trudno ocenić. Każda wiąże się z jakimś etapem mojego życia, do wszystkich mam sentyment… A Ty? Czy którąś ze swoich powieści cenisz szczególnie?
M.L.: Tę, nad którą teraz pracuję – "Bez litości", drugi tom o komisarzu Dalbergu. Jest tu dużo atrakcji fabularnych, ale też następuje mocne wejście w psychikę głównego bohatera, który uzmysłowił sobie, że nieświadomie wszczął śledztwo w sprawie swojego ojca.
I.K.: Jesteś literaturoznawcą. Czy takie przygotowanie zawodowe bardziej pomaga czy przeszkadza w pisaniu książek?
M.L.: Przeszkadza. Zauważ, że słynni, wybitni, popularni pisarze rzadko kiedy wywodzą się polonistyki. Jest coś złego, drętwego, ograniczającego w akademickiej wiedzy o literaturze. Ona ma fatalną siłę – niszczy kreatywność, osłabia szaleństwo twórcze. I tak dalej, i tak dalej.
I.K.: Przyznam, że czasami mam problem z czytaniem powieści. Zamiast pozwolić, by pochłonęła mnie akcja, podświadomie analizuję budowę fabuły, styl narracji i tak dalej. Jak jest w Twoim przypadku?
M.L.: Ja robię te dwie rzeczy jednocześnie – i przeżywam podwójną rozkosz: konsumpcji fabuły i jej analizy. Dla mnie analizowanie (nieakademickie) bywa niezwykle przyjemne.
I.K.: Należysz do pisarzy, którzy szczegółowo planują każdą scenę, zanim zasiądą do pisania powieści czy może "idziesz na żywioł"?
M.L.: Przygotowuję sobie drabinkę – w miarę konkretną – zanim zasiądę do pisania właściwego. Ale nie rozrysowuję dokładnie poszczególnych scen.
I.K: Czytasz książki Agathy Christie. Nie do wiary, że mają one po sto lat, a nowe pokolenia wciąż po nie sięgają. Jak myślisz, na czym polega siła ich sukcesu?
M.L.: Prosty, klarowny język (w latach dwudziestych i trzydziestych – to chyba jeszcze nie była norma); angielski język. Świetna, komiksowa zapadająca w pamięć postać głównego bohatera. Pomysłowe konstrukcje, z ostrymi cięciami na koniec rozdziału i obowiązkowymi plottwistami. Dużo emocji, pasji, namiętności, ale bez zbytniego psychologizowania. Kontekst historyczny delikatnie zarysowany – co zwiększa uniwersalizm. Jej powieści to są jednak fascynujące, wciągające szkice – dlatego stanowią świetny materiał do obróbki dla filmowców. Gdyby nie te rozliczne adaptacje filmowe i serialowe – być może Agatha Christie nie zostałaby Kryminalną Królową Wszechczasów.
I.K.: A co jest mocną stroną Twoich powieści?
M.L.: To się dopiero okaże [śmiech].
I.K.: Skoro umykasz od odpowiedzi, to pozwól, że ja się wykażę... [śmiech]. Masz świetny styl! Chociaż właściwie "świetny" jest pojęciem względnym. Trafniejsze będzie określenie, że tworzysz dokładnie tak, jak lubię: z odpowiednią ilością opisów, które pojawiają się tam, gdzie są potrzebne. Prosty, klarowny język jak u Agathy Christie. W Twoich powieściach trudno znaleźć obszerne bloki tekstowe, więc nie zanudzasz, nie zatrzymujesz na dłużej przy monotonnych rozważaniach. Mamy za to dynamikę, dzięki której czytelnik dosłownie płynie przez kolejne strony, trawiony rosnącą ciekawością, co wydarzy się dalej. Następna kwestia dotyczy tego, że w swoich książkach tworzysz - w mojej opinii - bardzo rzeczywisty świat. I to jest ich duża siła. Począwszy od realiów, kończąc na charakterystykach ludzi. Jak czytam Twoją powieść osadzoną w latach dziewięćdziesiątych, to czuję, że to wszystko mogłoby wydarzyć się naprawdę, ludzie w tamtych czasach właśnie w ten sposób zachowywali się i takiego słownictwa używali, a w radiu naprawdę grali taką muzykę. Wiem z własnego doświadczenia, jak szeroki i czasochłonny research jest potrzebny do takiej pracy. A zmieniając nieco temat... Jako czytelnik… Czego poszukujesz w kryminałach?
M.L.: Prawdy egzystencjalnej. I napięcia.
I.K.: Jesteś autorem nie tylko książek, ale także podcastów. Bardzo lubię historie kryminalne z lat ‘80 i ‘90, dlatego kiedy trafiłam na serie: "Opowieści starego szkieła" oraz "Szalone lata ‘90", dosłownie przepadłam. Skąd wziął się pomysł na te podcasty?
M.L.: Ze spotkań ze starymi oficerami. Ich opowieści oczarowały mnie, uwiodły i – obudziły duszę kronikarza, dokumentalisty. Skromnego, co prawda, ale jednak.
I.K.: Kronikarza, dokumentalisty, ale także reportażysty i narratora. Popularność Twoich podcastów dowodzi, że pomysł był jak najbardziej trafiony! A jaki jest Michał Larek, kiedy wyłącza mikrofon i kamerę, całkiem prywatnie?
M.L.: Nudny i małomówny [śmiech].
I.K.: Odniosłam wrażenie, że jest wręcz odwrotnie [śmiech]. Czego mogę życzyć koledze po piórze?
M.L.: Nieustającej pasji.
I.K.: W takim razie tego właśnie Ci życzę w oczekiwaniu na kolejne powieści napisane z prawdziwą pasją.
Michał Larek - (ur. 1978), pisarz, podcaster, wykładowca akademicki. Bada techniki przyciągania uwagi odbiorcy, prowadzi warsztaty ze storytellingu. Autor reportaży i kryminałów: "Nienawiść" (2021), "Martwe ciała" (2014 i 2019), "Mężczyzna w białych butach" (2016), "Furia" (2017), "Na tropie" (2018), "Fatum" (2018), "Chirurg" (2019), "Zabójcza wigilia i inne mroczne historie" (2021).
Opracowanie rozmowy: Iga Karst / Zdjęcie: archiwum Michała Larka
KOMENTARZE
Dodaj komentarz albo zadaj pytanie na Instagramie albo Facebooku.