[Marka własna]
O tworzeniu powieści i o tym, jak zamieścić w książkach kronikę towarzyską rozmawiałam z Małgorzatą Starostą - autorką popularnych komedii kryminalnych. Zapraszam do lektury!
Iga Karst: Komedia kryminalna wszech czasów to…
Małgorzata Starosta: Nie mam takiej. Jeśli chodzi o książki, jest wiele tytułów, które pokochałam i przeczytałam kilka a nawet kilkanaście razy, w większości są to książki Joanny Chmielewskiej. Ale uwielbiam także komedie filmowe – tu muszę wymienić twórczość Guya Ritchiego albo fenomenalny australijski serial "Śledztwa panny Fisher". Gdybym miała koniecznie wybrać jedną jedyną, to chyba byłby to "Klin" Joanny Chmielewskiej.
I.K.: Czy ta powieść ma jakiś wspólny mianownik z Twoją twórczością?
M.S.: Całkiem sporo. Po pierwsze jest komedią pomyłek, po drugie Chmielewska bawiła głównie językiem, a po trzecie od tej książki zaczęła się moja wielka miłość do Joanny.
I.K.: Zdarza Ci się opisywać w swoich powieściach prawdziwe wydarzenia z życia Twojego, Twojej rodziny albo znajomych?
M.S.: Nawet nie tyle się zdarza, ile ja to nagminnie robię! Moje książki to w dużej mierze kronika towarzyska mojego życia. Morduję znajomych, śmieję się z siebie i przyjaciółek, opowiadam anegdoty z naszego życia, mszczę się na tych, którzy zaszli mi za skórę i czasem nawet nie anonimizuję tychże złoli. Życie jest na tyle interesujące, że naprawdę nie trzeba niczego wymyślać.
I.K.: Masz jakieś swoje pisarskie rytuały?
M.S.: Właściwie nie, poza jednym – kiedy zaczynam pisać książkę, muszę mieć rozplanowaną pracę. Tworzę arkusz kalkulacyjny (to chyba zaszłość z poprzedniej pracy), w którym pilnuję tempa pisania. Oczywiście już trzeciego dnia wszystko się rozjeżdża, ale plik musi być.
I.K.: Deadline bywa nieubłagany... Wydaje mi się, że trudno jest pisać komedię kryminalną, gdy ma się gorszy dzień... Jak radzisz sobie z tworzeniem humorystycznych scen, kiedy nastrój albo okoliczności temu nie sprzyjają?
M.S.: Gorszy dzień nie sprzyja pisaniu w ogóle, więc kiedy mam naprawdę trudny czas, po prostu nie piszę. Ale to zdarza się rzadko, a kiedy w grę wchodzi deadline, to już nie ma zmiłuj. Jak wspomniałam wcześniej, korzystam z własnego życia, historii zasłyszanych od znajomych, więc zabawnych sytuacji do opisania mi nie brakuje.
I.K.: Papier i pióro czy klawiatura i monitor?
M.S.: Piszę na komputerze, ale notatki miewam wszędzie i w każdej formie: w zeszytach, na serwetkach, w telefonie, na dyktafonie. Nie wyobrażam sobie jednak napisać teraz książkę ręcznie, zdecydowanie zbyt wolno by to szło.
I.K.: Robisz jakieś pisarskie notatki?
M.S.: Robię ich tony – zarówno przy okazji, jak i bez okazji. Kiedy coś mnie zainteresuje, zobaczę intrygujący artykuł albo usłyszę o czymś ciekawym, natychmiast zapisuję to sobie w telefonie. Jeśli zaś chodzi o prace nad książką, to zanim zacznę pisać, robię bardzo rzetelną kwerendę, kupuję masę książek, czytam i gromadzę artykuły. W moich książkach poza intrygą kryminalną znajduje się sporo wiedzy czy to historycznej, czy antropologicznej albo botanicznej, więc cały czas mam pod ręką zgromadzone materiały, a w trakcie pisania wciąż zbieram nowe.
I.K.: Masz jakiś swój system tworzenia zapisków?
M.S.: To raczej kontrolowany chaos, ale zwykle trzymam te zapiski w jednym miejscu. Nie zawsze się udaje, zdarzało mi się chwytać codziennie inny notes, ale z czasem doszłam do perfekcji i zbieram wszystko w telefonie – choćby jako zdjęcie odręcznej notatki.
I.K.: Jak zmieniło się Twoje życie od momentu wydania pierwszej powieści?
M.S.: Minęły niemal cztery lata od tego czasu i zmian w moim życiu było bardzo wiele. Przede wszystkim zupełnie się przebranżowiłam – przedtem pracowałam w branży finansowej, teraz zajmuję się książkami: redaguję, piszę, promuję. Jako autorka uczestniczę w targach i festiwalach i to chyba największa zmiana: stałam się osobą publiczną.
I.K.: Jesteś częstym gościem na różnych wydarzeniach książkowych na przykład na targach. Jak godzisz te wyjazdy z życiem rodzinnym i pracą nad nowymi książkami.
M.S.: Tak samo jak większość z nas: różnie z tym bywa ;). Mimo że to najprzyjemniejsza część życia literackiego, dająca dużo energii i satysfakcji, jest także obciążająca. Ja traktuję te wyjazdy jak delegacje, do których przywykłam także w poprzedniej pracy, więc właściwie nie musiałam rewolucjonizować życia prywatnego. Ponieważ podróżuję pociągami, często zabieram w podróż komputer i pracuję w trasie nad książką, choć staram się tak planować prace i premiery, żeby w tym najintensywniejszym czasie targowym nie mieć niczego na tapecie.
I.K.: Czy możemy liczyć na kolejne spotkania z dobrze nam już znanymi bohaterami Twoich powieści?
M.S.: Z pewnością, jednak nie wiem, kiedy to nastąpi. Rok 2024 to będzie rok nowości u Małgorzaty Starosty: nowe gatunki, nowe konwencje, nowi bohaterowie, a nawet nowi odbiorcy. Niemniej jednak jako autorka "seryjna" na pewno wrócę do niektórych znajomych.
I.K.: Obie mieszkamy w stolicy Dolnego Śląska. Mój Wrocław to wielokulturowe miasto jazzu. A jaki jest Twój Wrocław?
M.S.: A mój Wrocław to miasto z niezwykle ciekawą historią, skrywające mnóstwo tajemnic, dumne z przepięknej architektury i szalenie inspirujące, zwłaszcza autorkę kryminałów.
Małgorzata Starosta
Uzależniona od kawy (czarnej, bez cukru) i haribo (białych i zielonych) założycielka fanklubu różowego atramentu. Matka chrzestna komisarza Bączka, posterunkowego Sierżanta i kilku pruskich bab. Przekonana, że gwiazdy pachną cynamonem, o gusłach się nie dyskutuje, najgorszą klątwą jest miłość, a wszystko i tak jest winą wina. Chciałaby śpiewać jak Whitney Houston, ale zdecydowanie lepiej posługuje się słowem pisanym. I z mniejszą szkodą dla publiczności.
Opracowanie rozmowy: Iga Karst / Zdjęcie: archiwum Małgorzaty Starosty
KOMENTARZE
Dodaj komentarz albo zadaj pytanie na Instagramie albo Facebooku.