[Marka własna]
Od roku z niecierpliwością czekałam na ostatni sezon "The Crown". Teraz kiedy seria jest definitywnie zamknięta, chciałabym napisać Wam o niej kilka słów.
"The Crown" to interesujący obraz Netflixa, który przeniósł widzów w głąb historii brytyjskiej rodziny panującej. Mamy tutaj precyzyjnie skonstruowany scenariusz, w którym splatają się wątki dotyczące dziejów Wielkiej Brytanii oraz prywatnego życia królowej Elżbiety II i jej rodziny. Cała seria przedstawia wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, ale większość odcinków nagrano tak, by tworzyły samodzielną całość. Niejeden z nich mógłby być niezależnym filmem godnym Oscara.
W "The Crown" otrzymujemy wspaniałą scenografię oraz kostiumy przygotowane z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Ze względu na rozciągłość czasową wydarzeń, wiele postaci jest granych przez różnych aktorów. Niestety gra ta bywa nierówna. Na przykład o ile postać Elżbiety II Claire Foy wykreowała imponująco, to już dwie pozostałe aktorki bardzo zawodzą. Znakomicie wypadli natomiast: Matt Smith jako książę Filip, Vanessa Kirby i Lesley Manville jako księżniczka Małgorzata, John Arthur Lithgow jako sir Winston Churchill czy Salim Daw jako Mohamed Al-Fayed.
Filmowa opowieść twórców Netflixa jest bogata w wątki polityczne i społeczne, dlatego z pewnością nie jest to serial, który spodoba się wszystkim. Takie tło historii o rodzinie królewskiej jednych zachwyci, innych znuży.
W moich oczach dużym problemem tej serii jest trudność z określeniem tego, jak właściwie powinniśmy ją odbierać. Oglądając ją, łatwo zapomnieć, że nie jest to dokument biograficzny, a tylko filmowa fikcja. I właśnie w tym tkwi największa słabość, ale zarazem największa siła tego filmu. Śledząc losy bohaterów, przestajemy zadawać sobie pytanie "czy to mogło się wydarzyć?", a bezwiednie zaczynamy przyjmować każdą scenę jak fakt - coś, co miało miejsce w rzeczywistości.
Najsłabszym ogniwem "The Crown" jest ostatnia seria filmu. Bardziej przypomina kino klasy "C" dla nastolatek niż poważny obraz obyczajowy. Powracające duchy Diany i Dodiego przywodzą na myśl tanią wersję "Opowieści wigilijnej". Rozczarowuje też zakończenie. Na jego podstawie ktoś, kto nie zna historii monarchii brytyjskiej mógłby przypuszczać, że królowa Elżbieta II zmarła niedługo po ślubie księcia Karola z Camillą Parker-Bowles. Dlaczego twórcy zafundowali widzom dwudziestoletnia wyrwę fabularną? Cóż... Tego zapewne się nie dowiemy.
Pamiętać należy, że niska jakoś ostatniej serii wynika z tego, że we wcześniejszych odcinkach sami twórcy postawili poprzeczkę bardzo wysoko. Tego cienia pod żadnym pozorem nie powinniśmy jednak rzucać na wszystkie sezony!
"The Crown", moim zdaniem, jest najlepszym obrazem Netflixa. To nie jest zwyczajny serial. To arcydzieło.
Tekst: Iga Karst [Copyright ©2024 by Iga Karst] / Zdjęcie: Iga Karst [Copyright ©2024 by Iga Karst] / Na zdjęciu: kadr z serialu "The Crown" - Netflix / Redakcja: M.S.
KOMENTARZE
Dodaj komentarz albo zadaj pytanie na Instagramie albo Facebooku.